Osiedle Za Żelazną Bramą – skąd pochodzi nazwa dumy PRL-u i jakich tam fanaberii zabronił Gomułka?

Dodano:
Osiedle Za Żelazną Bramą Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
W tym rejonie Warszawy staramy się nie podnosić głowy wyżej niż to konieczne. Wolimy skupić uwagę, chociażby na gołębiach łapiących równowagę na koronkowych gzymsach Hali Mirowskiej i cynkowych kartuszach nad wejściem do Hali Gwardii.

Dla Warszawiaków, dla których stolica jest miastem-domem, miastem-dumą i miastem-przygodą, Osiedle Za Żelazną Bramą nie jest zwykle przedmiotem większego zainteresowania i celem wypraw odkrywczo-fotograficznych, my jednak zachęcamy, by którejś ciepłej niedzieli skierować tam swoje kroki.

Skąd pochodzi nazwa osiedla „Za Żelazną Bramą”?

Nazwa osiedla „Za Żelazną Bramą” nie ma nic wspólnego z żelazną kurtyną, chociaż gdy osiedle powstawało, miało być tam tak luksusowo, jak na zachodzie. Inspiracją do nazwania go w ten sposób stała się XIX-wieczna ażurowa brama, za którą rozciągała się ówczesna arkadia – Ogród Saski, do którego wstępu przed wojną nie mieli niechlujnie ubrani, Żydzi w tradycyjnych strojach oraz dzieci do lat 14.

Osiedle Za Żelazną Bramą

Zanim na miasto zaczął rzucać cień olbrzymi wieloryb Litani z powieści „Król” Szczepana Twardocha, zanim nad brudny bruk uniosła się mgła zła i wojny – w „brzuchu Warszawy”, jak nazywano tę część stolicy, biegły ulice Krochmalna, Graniczna, Gnojna, Skórzana, gęsto zabudowane, o fasadach domów niewidocznych spod szyldów i reklam sklepików, zegarmistrzów, fryzjerów, pracowni perukarskich, księgarni, krawcowych i szewców. Między nimi wznosiła się żeliwna hala targowa – Gościnny Dwór, opodal był bazar Jana Kurtza, dalej Hale Mirowskie, okazały dom i pracownia rzeźbiarza Józefa Manzla oraz Pałac Lubomirskich.

Osiedle Za Żelazną Bramą

Obrócony Pałac Lubomirskich i spostrzeżenia Doktora Judyma

W pałacu, który w 1834 r. kupił finansista Abraham Simon Cohen, miejsce znalazły małe sklepiki, zakłady rzemieślnicze, tak zwane „sale wiedeńskie”, w których urządzano publiczne potańcówki oraz synagoga (na pierwszym piętrze, istniała do 1940 r.). W latach 30. XX wieku Pałac Lubomirskich został przebudowany i stał się zwyczajną pokaźnych rozmiarów kamienicą. Swój dawny, klasycystyczny styl odzyskał dopiero po powojennej odbudowie. Co ciekawe, pałac do roku 1970 stał inaczej niż dziś. Obrócono go o 74 stopnie tak, by zasłaniał Halę Gwardii i zamknął oś głównej alei Ogrodu Saskiego.

Osiedle Za Żelazną Bramą

Za sposób, w jaki postrzegane są te okolice i jak wyobrażamy sobie tę część miasta w okresie przedwojennym, odpowiedzialny jest nie kto inny, tylko Stefan Żeromski i nieszczęśnik – doktor Judym. W „Ludziach Bezdomnych” bohater ze zgrozą opisuje ulicę Krochmalną: upodlenie, bród i „mrowisko żydowskie”. Do naszych czasów z mrowiska nie dotrwało nic. Epicką historię zmiotły niemieckie bomby. Midrasze, opowiastki i szmoncesy, jedyne co pozostało z przedwojennego świata, rozebrali budowniczowie nowego osiedla i nowej Polski.

Bez kawiarenki na dachu

Proces zagospodarowania tej części Warszawy zaczął się na początku lat 50. od wybudowania Domu Wojska Polskiego projektu profesora Romualda Gutta. Razem z nim miało powstać całe socrealistyczne osiedle, z którego w efekcie stanął tylko jeden dom. W 1961 rozpisano więc konkurs na projekt kolejnego osiedla, które wypełniłoby pustą przestrzeń po getcie warszawskim. Wygrał zespół absolwentów Politechniki Warszawskiej w składzie: Jerzy Czyż, Jan Furman, Andrzej Skopiński i Jerzy Józefowicz. Mimo że na zachodzie architektura modernistyczna stawała się już powoli démodé, to w Polsce zainteresowanie nią wciąż było bardzo żywe. Pewnie dlatego architekci w swojej koncepcji odwoływali się do pomysłów urbanistycznych Le Corbusiera – La Ville Radieuse i Jednostki Mieszkaniowej. Wysoka i rzadka zabudowa powinna być wypełniona słońcem i terenami zielonymi, a wszelkie życiowe potrzeby mieszkańcom zapewniłoby osiedle.

Osiedle Za Żelazną Bramą

Projekt przewidywał więc sklepy, punkty usługowe, świetlice, a nawet ogrody i kawiarnie na dachach. Oczywiście Wiesław Gomułka na takie fanaberie nie zamierzał pozwolić. Partii zależało bowiem na jak najszybszym oddaniu Osiedla Za Żelazną Bramą do użytku. Zrezygnowano więc nie tylko z ogrodów na dachach, lecz także z przeszklonych loggi i balkonów oraz ze sklepów na parterach bloków. Nie powstał również przewidziany kompleks usługowo-handlowy od strony ul. Marchlewskiego (dziś – Jana Pawła II). Wśród varsavianistów krąży anegdotka, że towarzysz Wiesław, wizytując budowę, wielokrotnie usiłował przekonać architektów i majstrów, że wspólne dla lokatorów kuchnie i łazienki będą również jak najbardziej w duchu architektury modernistycznej.

Osiedle Za Żelazną Bramą

Budowa trwała siedem lat. W 1972 na osiedle wprowadziło się 25 tysięcy warszawiaków (19 bloków, w każdym po 15 pięter i po 300 lub 420 mieszkań). Niektórzy pamiętają jeszcze niesamowite wielkomiejskie, widziane również z poziomu ulicy, czerwone oświetlenie dachów wieżowców, które nocą miało ostrzegać pilotów, a na przechodniach robiło naprawdę wielkomiejskie wrażenie. Pamiętamy również spektakularne neony – piłkę i napis „Totalizator Sportowy” oraz „Cepelia” w towarzystwie kolorowego koguta. Między budynkami podziwiać można było dwa dzieła sztuki – rzeźbę-fontannę syrenki autorstwa Ryszarda Kozłowskiego, która zniszczona życiem stoi do dziś oraz pomnik Juliana Marchlewskiego, który odsłonięto 21 lipca 1968, a rozebrano po 30 latach.

Osiedle Za Żelazną Bramą

Przestrzenie między blokami oświetlone były światłem białym, rtęciowym, w którym zieleń, nawet nocą wyglądała zjawiskowo. W latach 90. latarnie wymieniono na świecące żółtym światłem. Wtedy również zamurowano pasma luksferów przy klatkach schodowych, podzielono hole, zrobiono remont instalacji, a plątaninę kabli i rur ze względów oszczędnościowych zostawiono pod sufitami eleganckich, gładkich do tej pory korytarzy.

Osiedle Za Żelazną Bramą

Lata 90. to czas psucia i równania. Czerń ram okien i witryn w parterach zastąpiono biedną bielą PCV. Zniknęły także wspólne części wypoczynkowe dla lokatorów ulokowane przy windach. Nie ma już sof i foteli, stolików kawowych, palm, paprotek i fikusów, które rosły jak w oranżerii w zalanych naturalnym światłem korytarzach i klatkach schodowych doświetlonych licznymi portfenetrami. Czuję, że nadszedł już czas, by zagłębić się w „brzuchu Warszawy”, wybrać się na Osiedle Za Żelazną Bramą i poszukać reliktów przeszłości, skupić się na śladach powojennego warszawskiego modernizmu, które, kto wie, może niebawem rozpłyną się w żądnych zmian na lepsze realiach XXI wieku.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...