- Uciekinier – bierze nogi za pas
- Kłamca – bo klient nie może znać prawdy
- Pogrzeb co drugi dzień
- Pocieszyciel – będzie Pani zadowolona
- Żółtodziób udający eksperta
- Gawędziarz – opowieści zamiast postępów
- Dlaczego to się dzieje?
- Jak się bronić przed remontowymi naciągaczami?
- Na zakończenie – nie wszyscy są źli
Z jednej strony rosnące ceny usług, z drugiej – coraz większy popyt. Kiedy rozpoczynasz remont, myślisz, że najtrudniejszy moment to wybór koloru płytek. Tymczasem to dopiero początek. Polski rynek fachowców obfituje w talenty, ale też w artystów w dziedzinie wymówek, półprawd i remontowej improwizacji. Oto przegląd najbardziej typowych, ale i najbardziej zaskakujących sposobów, w jakie polscy fachowcy potrafią oszukiwać, zawodzić i przeciągać remonty w nieskończoność.
Uciekinier – bierze nogi za pas
To zazwyczaj fachowiec z polecenia, złota rączka, na którego trzeba czekać miesiącami. W teorii ma rozwiązać wszystkie twoje problemy. W praktyce... ucieka. Czasem jeszcze zanim zacznie pracę. Zdarza się, że po prostu nie przyjeżdża, ale częściej – pojawia się na budowie i po chwili stwierdza: „Nie podejmuję się!”. Wersja hard: rzuca wulgaryzmem i znika bez słowa wyjaśnienia. Najczęstszy powód? Ktoś zapłacił więcej. Ty zostajesz z pustym mieszkaniem i poręczeniem matki, która za niego ręczyła.
Kłamca – bo klient nie może znać prawdy
To fachowiec, którego żywiołem jest opowiadanie bajek. Obiecuje, że skończy za dwa tygodnie, choć wie, że nie da rady nawet w dwa miesiące. Mówi, że zamówił materiały, choć jeszcze nie wybrał hurtowni. Z każdym dniem jego opowieści są coraz bardziej nieprawdopodobne. Ostatecznie łapiesz się na tym, że przestałeś go pytać o postępy, bo każda odpowiedź to fantazja. Najgorsze, że kłamie płynnie i z wdziękiem – jakby naprawdę wierzył w swoje słowa.
Czytaj też:
Weź z kuchennej szafki i zagotuj. Pozbędziesz się z domu much i innych owadów
Pogrzeb co drugi dzień
To jedna z najtrudniejszych sytuacji. Bo co masz powiedzieć komuś, kto właśnie stracił bliskiego? Albo dwóch, albo trzech…? Zdarza się, że pogrzeby stają się remedium na każdy problem z terminami. Fachowiec nie przyjeżdża? „Zmarł sąsiad”. Przerywa pracę? „Muszę być na pogrzebie przyjaciółki”. A potem okazuje się, że te same osoby umierały już wielokrotnie – w zależności od tego, komu akurat remontują mieszkanie. Nie sposób tego zweryfikować, ale też trudno nie zauważyć pewnej schematyczności.
Pocieszyciel – będzie Pani zadowolona
Ten typ nigdy nie podnosi głosu, nie ucieka, nie kłamie. Ale też... nie naprawia. Co się nie wydarzy – to się naprawi. Pęknięcie ściany? Da się zrobić Zalanie podłogi? Przypadkowo rozbita umywalka? Uspokoi cię, zagada, a potem... odejdzie, zostawiając cię z problemami. Bywa wręcz uroczy – przez co zorientujesz się, że nic nie działa, dopiero po jego wyjściu.
Żółtodziób udający eksperta
Mówi, że zrobił 200 łazienek, ale jak trzeba podłączyć odpływ, to dzwoni do... ciebie. Albo do wujka. Zdarza się, że pokazuje na smartfonie zdjęcia cudzych prac i przekonuje, że to jego. Gdy zaczyna się praca, nagle wychodzi na jaw, że nie zna różnicy między gipsem a klejem do glazury. Ty, choć kompletnie zielony, stajesz się jego mentorem. Czasem masz wrażenie, że za chwilę sam założysz firmę remontową – z większym powodzeniem.
Gawędziarz – opowieści zamiast postępów
Ten typ działa powoli, bo dużo mówi. Bardzo dużo. Zamiast kłaść płytki – opowiada o tym, jak kładł je kiedyś „u ministra”. Zamiast instalować kran – anegdotka o kliencie z Wrocławia. Na pytania o postępy odpowiada... nową historią. Gdy zadajesz pytanie techniczne, przenosi cię w świat opowieści i wspomnień. Jest sympatyczny, ale twoje mieszkanie dalej wygląda jak plac budowy. A terminy? Nieistotne, skoro dzień minął miło.
Dlaczego to się dzieje?
Rynek remontowy w Polsce od lat cierpi na te same bolączki: brak fachowców, brak regulacji, brak odpowiedzialności. Nieuczciwi wykonawcy korzystają z faktu, że często trudno ich zweryfikować. Umów na piśmie brak, a terminy to tylko sugestie. Dla wielu klientów liczy się to, by „ktoś w końcu się podjął”, a fachowcy dobrze o tym wiedzą. I często grają va banque – bo wiedzą, że ty i tak nie masz lepszej alternatywy.
Czytaj też:
Posyp próg domu żółtym proszkiem, mrówki padną na miejscu
Jak się bronić przed remontowymi naciągaczami?
- Spisuj umowy – nawet krótkie, ale z zakresem prac, terminem i karami za opóźnienie.
- Nie płać z góry – zaliczka to jedno, ale pełna kwota przed zakończeniem prac to proszenie się o problemy.
- Sprawdzaj referencje – nie tylko od znajomych, ale i w internecie (choć i tu trzeba czytać między wierszami).
- Zlecaj mniejsze etapy – podziel remont na części, by nie dawać pełnego pola do manewru.
- Ustal kontakt i godziny pracy – to brzmi banalnie, ale wielu fachowców znika, bo „nie było konkretów”.
Na zakończenie – nie wszyscy są źli
Ten tekst nie ma na celu zdyskredytowania wszystkich fachowców w Polsce. Wielu z nich to prawdziwi profesjonaliści, którzy ratują mieszkania, małżeństwa i nerwy. Ale warto znać typowe zagrywki tych drugich, by nie dać się nabrać. I – co najważniejsze – warto dzielić się swoimi historiami. Bo dzięki nim być może kolejne remonty będą mniej bolesne.
Czytaj też:
10 najdziwniejszych zabytków Warszawy – te miejsca objęto ochroną konserwatorskąCzytaj też:
To wnętrze przeszło spektakularną zmianę. Efekt? Nie oderwiesz wzroku!