Mikroapartament z jednym meblem w zabudowie. Trudno w to uwierzyć!

Mikroapartament z jednym meblem w zabudowie. Trudno w to uwierzyć!

Dodano: 
Kuchnia, salon i jadalnia tylko z jednym meblem!
Kuchnia, salon i jadalnia tylko z jednym meblem! Źródło:Studio Flusser, www.studioflusser.com / serwis prasowy architektów
Mieszkania będą coraz mniejsze - to światowy trend. Ale czy muszą kojarzyć się z patodeweloperką? Architekci z pracowni Neuhäusl Hunal postanowili sprawdzić, ile da się „wycisnąć” z 20 metrów kwadratowych.

Projektowanie małych przestrzeni to prawdziwa sztuka, do niedawna traktowana po macoszemu – około 15 lat temu pytaliśmy polskich architektów o to jak funkcjonalnie urządzić małe mieszkanie. My mieliśmy na myśli kawalerkę w bloku, oni mówili: „Małe? To znaczy około 80 metrów?”. W tamtych, nie tak przecież odległych czasach, zlecenie architektowi projektu mieszkania było drogie, pozwalali sobie na to dobrze sytuowani inwestorzy, którzy dysponowali apartamentami a nie klitkami w bloku. Więc i architekci się takimi mieszkaniami nie zajmowali.

Wspólny salon dla współlokatorów

Dziś jest inaczej. Usługi architektów wnętrz i projektantów spowszedniały, projektują więc również naprawdę małe mieszkania. A takich jest coraz więcej – kawalerek, osławionych mikroapartamentów, czy co-livingów w budynkach, w których niektóre funkcje (np. pralnie) są wspólne.

I takim właśnie mieszkaniem zajęli się David Neuhäusl i Matěj Hunal z Pragi. Do dyspozycji mieli niecałe 20 metrów kwadratowych, na tej przestrzeni mieli zmieścić strefę dzienną dla kilku sypialni. Miały się w niej znaleźć kuchnia, jadalnia, salon, miejsce do pracy, do odpoczynku i do oglądania filmów. Sytuację utrudniały drzwi prowadzące do pokoi z łóżkami.

Mebel jak szwajcarski scyzoryk

– To było prawie niemożliwe zadanie, trzeba było działać radykalnie – mówią architekci, którzy specjalizują się w małych przestrzeniach. – Rozwiązanie znaleźliśmy, projektując jeden mebel, który składa się i rozkłada jak wielofunkcyjny szwajcarski scyzoryk.

Stół i krzesła, gdy nie są potrzebne, chowają się w szafie

O tym, że wnęka jest wyposażona w kuchenne sprzęty można się przekonać dopiero po włączeniu światła. Wszystko jest czarne!

Druga wnęka to siedzisko, a po rozłożeniu dodatkowe spanie

Można usiąść i tak!

Każdy z białych kwadratów lub prostokątów jest skrytką!

Podświetlenie siedziska zmienia się w rytm muzyki

W jednej ze skrytek zamontowano projektor

Kompaktowy blok zawiera wszystkie niezbędne elementy: kompletną kuchnię z ekspresem do kawy i lodówką, stół jadalniany, krzesła, sofę, projektor, podnóżki, stoliki kawowe, oświetlenie, schowek oraz drzwi prowadzące do sypialni.

– Wnętrze sprawia wrażenie pustego i neutralnego. Jego charakter i atmosfera w sposób naturalny określa to, co się w nim danym momencie robi – gotuje, odpoczywa, ogląda filmy czy gra. Jeśli dana aktywność jest zawieszona, związane z nią wyposażenie zostaje ukryte i nie zajmuje niepotrzebnie i tak już ograniczonego miejsca – wyjaśniają twórcy projektu.

Jasne, gładkie powierzchnie z laminowanej płyty pilśniowej na ścianach i z jastrychu na podłodze maksymalizują wolną przestrzeń. Puste bryły kuchni i sofy celowo kontrastują ze sobą. Pusta ściana służy jako ekran projekcyjny.

David Neuhäusl i Matěj Hunal z pracowni Neuhäusl Hunal

Architekci z Neuhäusl Hunal: „Projektujemy przyjemne miejsca!”

Pracownia założona w 2015 roku przez Davida Neuhäusla i Matěja Hunala. – Architektura reprezentuje wartości społeczne, dlatego w naszych projektach dążymy do racjonalności, prawdy, naturalności i umiarkowanego piękna. Znaczenie i potencjał architektury wykracza daleko poza wizualność – mówią architekci. – Celowo nie ograniczamy się typologią, skalą czy budżetem. Niezależnie od tego, czy jest to projekt wnętrza, budynku czy struktury urbanistycznej, tworzymy poetyckie przestrzenie, przyjemne miejsca i nowatorskie rozwiązania funkcjonalne.

Czytaj też:
Jak maksymalnie wykorzystać małą przestrzeń? Zaskakujący pomysł na aranżację kawalerki
Czytaj też:
Jak przechowywać rower w małym mieszkaniu, żeby się o niego nie potykać?
Czytaj też:
Różowe bistro – wietnamski street food w Pradze