Nie ma wątpliwości, ten projekt wyróżnia się nie efekciarstwem, lecz autentyczności. W szwajcarskiej miejscowości Verbier, 1500 metrów nad poziomem morza, projektantka Marianne Tiegen tchnęła nowe życie w dawny hotel z lat 30. XX wieku. Powstał dom, który nie tyle błyszczy nowością, co emanuje szlachetnością materiałów z przeszłości i uważnością procesu projektowego.
Rezydencja o powierzchni 1000 m² to nie tylko luksusowy azyl dla londyńskiej rodziny, ale manifest cyrkularnego designu — z dala od masowej produkcji, za to blisko lokalnego kontekstu i rękodzieła.
Galeria:
Urządzili luksusowy dom w hotelu z 1936. Projekt: Marianne Tiegen Interiors
Odzyskane piękno – projekt oparty na cyrkularności
Punktem wyjścia było założenie, że nowy dom nie musi być nowy. Tiegen postawiła na architektoniczny recykling z najwyższej półki: meble i elementy konstrukcyjne pochodziły z antykwariatów, rozbiórek i lokalnych rynków staroci. Część z nich została dostosowana do nowej roli przez lokalnych rzemieślników.
Czytaj też:
Tu naturalny kamień „robi robotę”: udany remont bliźniaka
Tu każdy przedmiot ma swoją historię. Dawna rynna cynkowa z gospodarstwa rolnego zawisła nad 4,5-metrowym stołem z dębu (z odzysku), przekształcona została w niebanalną lampę. Sofy z belgijskiego lnu uszyto na zamówienie, a rustykalne kominki z poprzednich stuleci przywrócono do życia. To wnętrze nie zostało zaprojektowane – ono zostało skomponowane jak utwór muzyczny z fragmentów starej partytury.
Tekstura pamięci – kolory i materiały, które się starzeją
Architektka postawiła na materiały, które z czasem nie tracą na urodzie, lecz nabierają głębi. Ściany pokrywa farba na bazie wapienia, a wykończenia wykonano z drewna pochodzącego z rozebranych alpejskich stodół. W palecie królują ziemiste brązy, zgaszone beże i miękkie kremy – kolory ciszy, które nie walczą o uwagę, lecz ją zatrzymują, relaksują.
W sypialniach zabytkowe belki spotykają się z ręcznie tkanymi tekstyliami, a łazienki opowiadają historię przez odzyskane miedzioryty, kamienne blaty i zabytkowe lustra. Wszystko zdaje się być tu z innej epoki, a jednak idealnie współgra z wymaganiami współczesności.
Eklektyzm w duchu lokalności
W projekcie nie ma miejsca na schematy. Zamiast seryjnych mebli — unikatowe egzemplarze z XVIII i XIX wieku, przedmioty z Ameryki i Europy lat 50., ale też lokalne, alpejskie akcenty. Co ważne, wszystko dobrane jest z szacunkiem do ich pierwotnej formy — nie „przerobione”, lecz subtelnie zaadaptowane.
Gabinet urządzono wokół ikonicznego biurka Florence Knoll, którego chłodna elegancja kontrastuje z kolażem z luster o utlenionych taflach. W strefie relaksu przy basenie pojawia się neonowy szyld po dawnym hotelu, a leżaki wykonano z drewna, które wcześniej było częścią zupełnie innej opowieści.
Wnętrze z duszą miejsca
Dom nazwano „1936” – na cześć roku budowy pierwotnego hotelu. I ta data nie jest tylko ozdobnikiem, lecz wyznacznikiem podejścia architektki i właścicieli: historia nie została zamazana, lecz subtelnie zintegrowana z nową funkcją budynku. W tym tkwi geniusz Tiegen: potrafi słuchać miejsca.
Czytaj też:
Odnowili zaniedbany dom z lat 70. XX wieku. Jest piękniej, niż się spodziewali
Każdy pokój, każdy detal przywołuje inne wspomnienie, lecz wszystkie łączą się w spójną narrację o pięknie, które nie przemija, lecz zmienia się wraz z upływem czasu.
Cyrkularny luksus – nowy wymiar projektowania
Projekt „1936” to nie wyjątek w portfolio Marianne Tiegen Interiors, lecz kontynuacja filozofii, którą studio rozwija w Szwajcarii, Francji i Kalifornii. Praca z rzemieślnikami, lokalne materiały, naturalne barwniki, przedmioty z historią — to nie moda, lecz credo.
Tiegen pokazuje, że luksus to nie błysk nowości, lecz głębia znaczeń. To komfort, który nie musi szkodzić Planecie. To dom, który nie tylko zachwyca, ale i opowiada — o przeszłości, miejscu i człowieku.
Czytaj też:
Przebudowali modernistyczny dom i otoczyli go ogrodemCzytaj też:
Ten drewniany dom nad jeziorem łączy trzy pokolenia i nikt sobie w drogę nie wchodzi